Czesław Lang - Nie planowaliśmy zostać weganami.
Czesława Langa znamy głównie z jego osiągnięć w kolarstwie: to nasz wicemistrz olimpijski, medalista szosowych mistrzostw świata, organizator Tour de Pologne. A czy znacie Czesława Langa weganina i ekologicznego rolnika? Spotkaliśmy się z Czesławem Langiem i jego żoną Elżbietą Lang, aby porozmawiać o ich wielkiej wspólnej pasji, jaką jest zdrowa dieta.
Czesław Lang – kolarz torowy i szosowy, wicemistrz olimpijski w wyścigu indywidualnym na szosie z 1980 r., dwukrotny medalista szosowych mistrzostw świata. Zwycięzca Tour de Pologne. Pierwszy polski kolarz zawodowy. Organizator wyścigów Tour de Pologne.
Elżbieta Lang – Ukończyła studia podyplomowe na kierunku dietetyka i doradztwo żywieniowe. Przeszła cały protokół diety Gersona. Wraz z mężem odbyła 3-tygodniowe oczyszczanie organizmu w klinice Gersona w Meksyku. Weganka, zwolenniczka zdrowego trybu życia oraz pasjonatka ekologii.
Mamy dziesiątą rano, wiec już po śniadaniu. Co Państwo dobrego jedli?
- Elżbieta Lang (E.L.): Ach, same dobre rzeczy. Bezglutenowe płatki owsiane z bananem, orzechami, z suszonymi owocami i świeżymi borówkami.
- Czesław Lang (Cz.L.):Do tego wyciskany sok z pomarańczy. Ekologiczny!Aż ślinka leci. Jak wygląda Państwa co dzienny jadłospis?
- E.L.: Zaczynamy dzień jak dzisiaj od płatków owsianych albo jemy kaszę jaglaną. Dodajemy do nich owoce, orzechy. W ciągu dnia pojawia się sałata. Przegryzamy kolejne porcje owoców: jabłka, banany. Na obiad zwykle coś z kaszy, soczewicy lub ryżu. Do tego warzywa. W naszej diecie jest sporo mleka roślinnego, roślinnych jogurtów. Dużo kiszonek: ogórków, kapusty. Nie jemy słodyczy, nie używamy soli. Staramy się siadać do posiłków regularnie i nie jeść po godzinie 19.
- Cz.L.: Każdego dnia wypijamy sok ze świeżych owoców, najczęściej z pomarańczy. No i oczywiście sok z marchwi staramy się, aby codziennie każde z nas wypiło jeden litr takiego ekologicznego napoju. Pijemy oczywiście też wodę, herbatę zieloną i dużo czystka.
Czyli wszystko jasne: zero mięsa, zero nabiału – jesteście Państwo weganami.
- E.L.: Ekologicznymi weganami. Jeszcze lepiej.
Od kiedy Państwo tak jecie?
- CZ.L.: Od pięciu lat. Zaczęło się od tego, że pojawiły się u mnie problemy ze zdrowiem. Przyplątała mi się choroba Meniere’a. Bardzo uciążliwa dolegliwość. Człowiek dostaje nagłych silnych zawrotów głowy, do tego nudności, wymioty. Choroba zaczęła się u mnie nasilać, ogromnie przeszkadzała w życiu. Samochodu nie można prowadzić, pracować trudno. Lekarze nie potrafili mi pomóc. Do tego doszło migotanie przedsionków, dwa razy wylądowałem w szpitalu. Wreszcie żona zupełnie przypadkiem dowiedziała się, że w Meksyku działa Instytut dr Gersona, który prowadzi alternatywne, ale skuteczne kuracje. Długo się opierałem. Gdzie ja tam będę do Meksyku do jakiegoś szarlatana, czy kto wie kogo, latał? Ale dzięki uporowi żony, wreszcie się zgodziłem. Pojechaliśmy do Meksyku oboje.
Na czym polegała terapia?
- CZ.L.: Terapia właściwie polegałatylko na... jedzeniu. Kilkanaście razy dziennie serwowali nam soki owocowo-warzywne. Nieważne, czy masz zawroty głowy, jak ja, czy poważny nowotwór – kuracja wszystkich wygląda jednakowo. Dlatego też byłem sceptyczny. Jednak okazało się, że odstawienie mięsa, nabiału, weganizm ekologiczny – to działa. Po tygodniu przestało mi się kręcić w głowie. Po trzech tygodniach pobytu w Meksyku wszystko wróciło do normy, moja waga spadła. A co najważniejsze, zacząłem się rewelacyjnie czuć.
- E.L.: Nie jesteśmy żadnymi ideologami,którzy ze względu na jakąś filozofię rzucili mięso i nabiał. My po prostu dzięki tej diecie poczuliśmy się lepiej. Wcześniej z mężem prawie codziennie jedliśmy mięso. Byliśmy wielkimi smakoszami dziczyzny. Nie wyobrażałam sobie, że nagle mogłabym przejść na pomidory. A jednak.
Czy trudno było zmienić nawyki żywieniowe na zdrowsze?
- E.L.: Myślę, że samemu nie jest łatwo zmienić tak radykalnie dietę. Nam pomogło, że robiliśmy to razem. Poza tym bycie w takim ośrodku, do jakiego my trafiliśmy, też bardzo wspiera. Spotkaliśmy tam ludzi, którzy pokazali nam, jak w praktyce przejść na weganizm. Jak można przygotować proste dania. Mimo to, kiedywróciliśmy do Polski, miałam na początku problem, jak zorganizować zakupy, obiady. Mamy jednak XXI wiek, internet – jest mnóstwo pomocnych blogów. Korzystałam też z przepisów w „Go Organic”. O tyle jest ciężka dieta wegańska, że trzeba gotować na bieżąco. Nie da się raz na kilka dni. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Ale teraz każdego dnia odkrywamy nowe smaki, nowe przepisy – to jest rewelacyjne!
Panie Czesławie, jak wyglądała dieta sportowca, kiedy trenował Pan kolarstwo i zdobywał kolejne medale?
- CZ.L.:Wtedy nie wyobrażano sobie, by można było uprawiać sport bez mięsa i nabiału. Białko zwierzęce na maksa: szynka, jajecznica, bigos z golonką. Na jednym ze zgrupowań wymyślono, że wszyscy zawodnicy, aby mieć dużo siły, muszą jeść surowe mięso. Codziennie serwowali nam... tatar. Jak przyjechaliśmy na zgrupowanie w dobrej formie, to po trzech dniach nie mogliśmy nogami ruszać, spuchły nam jak balony. Wtedy oczywiście nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Dziś mam świadomość, że to organizm był tak zakwaszony surowym mięsem. W innym roku w naszej diecie królował już nie tatar, ale kogel-mogel. Piliśmy go cały czas. Na śniadanie, na obiad, do bidonu. I też to było przegięcie. Na szczęście nasze organizmy były wybrane z wybranych, młode, genetycznie silne i jakoś te wynalazki dietetyczne przepaliliśmy. Ale gdybyśmy mieli lepsze paliwo, czyli zdrowsze jedzenie, to jestem pewny, że i wyniki byłyby lepsze.
Bije od Państwa niezwykle pozytywna energia. Czy to tylko geny czy też właśnie dobre odżywiania?
- CZ.L.: W zdrowym ciele zdrowy duch! Dzięki zmianie nawyków jedzeniowych bardziej cieszymy się życiem. Jesteśmy bardziej energetyczni.
- E.L.: Proszę wierzyć, my każdego roku odczuwamy inaczej, coraz więcej. Wszystko intensywniej pachnie, smakuje. To niesamowite, ale również umysł się oczyszcza, inaczej patrzy się na świat. Nie ma takiego zamulenia, ociężałości, po prostu czysta radość. Człowiek staje się bardziej pogodny, przyjazny światu, toleruje więcej. Więcej nam się chce, a nie jesteśmy już przecież młodymi ludźmi. Czujemy się jakbyśmy znów mieli po 30 lat.
Cz.L.: Dzięki zmianie żywienia znacząco poprawiła się moja siła i wydolność na rowerze. Nie mam dziś czasu trenować tyle, ile niektórzy moi koledzy, ale wygrywam z nimi bez żadnych problemów. Również z mięsożercami. A co najciekawsze z roku na rok jestem jeszcze lepszy. To znaczy, że mój organizm wciąż się oczyszcza i regeneruje. Ten proces wciąż trwa.
Jak ważne w Państwa diecie są produkty ekologiczne?
- E.L.: To jest podstawa. Bardzo do tego przywiązujemy wagę. Sami kiedyś prowadziliśmy gospodarstwo konwencjonalne i wiemy, jakich środków się używa w tego typu rolnictwie. Co się dzieje z gryką, wszelkimi rodzajami kasz, jak się je traktuje chemią, żeby dawały lepszy plon. Wiemy, jakie są skutki jedzenia takich produktów. Teraz prowadzimy duże ekologiczne gospodarstwo na Kaszubach, w Dolinie Słupi. Siejemy zboża, uprawiamy własną marchew, teraz nasadziliśmy dużo drzew owocowych. Wszystkie nasze produkty mają certyfikaty. Właśnie teraz przechodzimy coroczną kontrolę ze strony instytucji nas certyfikującej. Trwa już od dwóch tygodni, bo mamy duży areał. To jest fantastyczne, jak oni wszystko dokładnie sprawdzają. Dzięki tej skrupulatności wyeliminowano gospodarstwa, które były niesolidne i zrobiły złą sławę ekologii.
Co oprócz diety, jest Państwa receptą na pogodne, szczęśliwe życie?
- E.L.: Pasja! Jeśli człowiek ma pasję, to ma marzenia. Jest mu łatwiej uwolnić się od innych problemów. Dla Czesława tą pasją jest oczywiście rower. A także konie, natura. Ja przez większość życia tej prawdziwej pasji nie mogłam odnaleźć. Zawsze czułam się przez to jak bez ręki. Moją pasję odkryłam dopiero po 40. roku życia. Stało się nią zdrowe odżywianie. Tak zaraziłam się tą ideą, że poszłam na studia i skończyłam podyplomowo dietetykę. Bez przerwy się szkolę: czytam, jeżdżę na konferencje.
- CZ.L.: Zdrowe jedzenie to teraz pasja nas obojga. Rozwijamy nasz projekt Ekofolwark – instytut oczyszczania organizmu. Ciągle nas dziwi i zachwyca, że jedzenie może postawić na nogi, wyleczyć. Chcemy naszym doświadczeniem dzielić się z ludźmi, pomagać im. Poza tym pracujemy nad zwiększeniem produkcji w naszym gospodarstwie ekologicznym. Aby przyjeżdżającym do naszego instytutu gościom pokazać, czym jest ekologiczne jedzenie, dlaczego ono jest ważne.
- E.L.: Nie planowaliśmy zostać weganami. Życie nas tak pokierowało i jesteśmy wdzięczni za to losowi. Gdyby nie choroba Czesława, nie odnaleźlibyśmy tej nowej drogi, nowej pasji. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie pozytywną zmianę w życiu.
Rozmawiała
Katarzyna Żywioł